niedziela, 16 października 2011

urlop

Trzeci dzień urlopu, "home sweet home" i takie tam... a choróbsko nie mija. I jak tu się cieszyć wypoczynkiem??? Po prostu uwielbiam być przeziębiona, zwłaszcza gdy chcę zrobić tak wiele rzeczy, albo przynajmniej być "na chodzie" i mieć dużo energii... albo choć trochę energii! A póki co, siedzę na tyłku i wzdycham... No dobra, dzisiaj zdołałam pomalować paznokcie - osiągnięcie dnia!

Jutro muszę wyjść z domu, bo zwariuję. Nawet jeśli zaowocuje to anginą. Trudno. A dzisiejszy wieczór upłynie mi na czytaniu o rozdziale państwa i religii w Indiach w XX wieku, a zwłaszcza na temat prób stworzenia ujednoliconego prawa cywilnego dla obywateli Indii, którzy są wyznawcami różnych religii. Fascynujące ;)

Pociesza mnie jedynie fakt, że dzięki temu przymusowemu siedzeniu nad książkami podczas urlopu, po powrocie do pracy będę miała trochę więcej luzu wieczorami, trochę więcej czasu na sport, kino i randki :)

Pozdrawiam chorobowo, urlopowo i domowo ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz