wtorek, 26 kwietnia 2011

gwiazdy

Noc jest gwiaździsta. Wpatruję się w popółnocne niebo. Wdycham chłodne powietrze, najświeższe jakie znam. Odliczam na palcach dni i godziny, które pozostały mi do kolejnej podróży. I znów robię się sentymentalna. Nic na to nie poradzę. Nigdzie nie czuję się tak dobrze. Mogłabym zaszyć się tu, czytać książki i codziennie biegać po lesie. Czuć się bezpiecznie i swojsko. Mieć pewność, że jestem rozumiana. Unosić się na fali spokojnego bezczasu.
Ale nie mogę. Jest tyle do zrobienia i wiem, że będę żałować, jeśli chociaż nie spróbuję zrealizować kilku swoich planów i marzeń.

Moje urodziny mogą być w tym roku bardzo takie sobie, ale już miesiąc później skaczę z samolotu w przestworza i to będzie coś - wielka przygoda, niesamowite przeżycie :) Latem, jesienią rozejrzę się za dobrym wypoczynkiem, może uda mi się to połączyć z odkrywaniem nowych zakamarków świata... A w październiku może może... znowu pozbędę się luksusu wolnego czasu przeznaczanego na czytadła, bo będę musiała go poświęcać na... podręczniki, eseje? Eh, zobaczymy.

Jest kilkoro ludzi na świecie, których poznałam i którzy stali się dla mnie ogromną inspiracją. Niektórzy, jak moja mama, towarzyszą mi na co dzień (choć często tylko wirtualnie), będąc wspaniałymi przyjaciółmi... Inni byli w moim życiu tylko przez chwilę, ale nigdy o nich nie zapomnę. Czasami tęsknię za nimi. Wiem, że ich pasje dodałyby mi wiary w siebie i odwagi by sięgać po to, o czym marzę.

wtorek, 19 kwietnia 2011

czytanki

Jutro o tej porze będę siedzieć w samolocie i próbować zapewne oddać się kolejnej lekturze. Do torby spakowałam pierwszą część "Narnii" - głównie z powodów praktycznych: jest mniejsza i lżejsza od "Tańcz, tańcz, tańcz" Murakamiego, i jest też szansa, że połknę ją w całości podczas wiosennego urlopu. Ale tak czy inaczej, cała seria Lewisa czekała a moją uwagę i odrobinę czasu... a więc - przez następne dni będę kroczyć śladami Aslana ;)

Wczoraj skończyłam czytać "Ewangelię według Piłata" Schmitta. Autora lubię i cenię, podobają mi się jego dramaty, opowiadania i powieści, z wyjatkiem tej najbardziej popularnej - "Oskar i pani Róża". Jakoś nie przypadło mi do gustu. Mniejsza z tym.

"Ewangelia..." zaskoczyła mnie. Nie było to w sumie nic nowego, zarówno pod względem opisywanej historii, jak i sposobu uchwycenia tematu. Ale jednak. Schmitt podarował mi coś nowego, świeżego, nieoczekiwanego... na co tak naprawdę, gdzieś głęboko, czekałam już od dawna. Świetna lektura na zbliżające się święta, ale nie tylko. Różne płaszczyzny interpretacji przynoszą ciekawe przemyślenia...

sobota, 16 kwietnia 2011

Skok

Po prawej stronie pojawiła się nowa, niebieska ikonka. To ikonka serwisu justgiving, poprzez który można wspierać finansowo różne organizajce charytatywne.
Za dwa miesiące skaczę ze spadochronem. Coś niesamowitego, na co normalnie nigdy w życiu bym się nie zgodziła. Ale nie jest normalnie, ponieważ staramy się uzbierać jak najwięcej środków dla National Childbirth Trust...
Razem ze mną skacze jeszcze piątka osób, znajomi z pracy. W ciągu tych dwóch miesięcy chcemy zebrać pokaźną sumę dla organizacji pomagającej przyszyłym i świeżo upieczonym rodzicom oraz ich maluszkom.
Mam nadzieję, że się uda! No i że pamiętnego dnia 25. czerwca 2011 nie umrę ze strachu! ;)
Trzymajcie kciuki!

piątek, 15 kwietnia 2011

niespodzianka

No i w końcu mi się udało - dzielę się jedną z moich ulubionych piosenek napisanych i wyśpiewanych przez Stevie Nicks!
Przy okazji wczoraj odkryłam, że Stevie i ja mamy urodziny tego samego dnia - 26 maja. Ale fajnie :)



A poniżej tekst piosenki, bo jak się już od niej uzależnicie, to pewnie będziecie chciały sobie podśpiewywać ;) (wykonanie trochę się różni od orygnialnego tekstu, każdy artysta lubi improwizować :))

Step into the velvet of the morning
Let yourself lay back within your dreams
Take on the situation but not the torment
Now you know it's not as bad as it seems

Well, I know you'd like to come away
But baby, you can't come
Fortune is your life's love
Anytime you think about leaving
Think about what you know
Think about it
Think about it before you go

Even when you feel like your life is fading
I know that you'll go on forever, you're that good
Heartbreak of the moment is not endless
Now, your fortune is your life's love

Well, I know you'd like to come away
But baby, you can't come
Fortune is your life's love
Anytime you think about leaving
Think about what you know
Think about it
Think about it before you go

Honey I know you'd like to come away
But baby, you can't
Now, your fortune is your life's love
Anytime you think about leaving
Think about it what you know
Think about it
Think about it before you go
Think about it
Think about it before you go
Think about it
Think about it before you go...

wtorek, 12 kwietnia 2011

Homo religiosus

Ach no tak. Trochę się leniłam ostatnio, jakoś nie mogłam dojść do bloga... a może po prostu korzystałam z pogody, z dłuższych dni, dodatkowo okraszonych wspaniałym słońcem i wakacyjną temperaturą? Tak tak, w ostatni weekend zaliczyłam w tym roku pierwszą sjestę nad morzem :)

Poza tym skończyłam w końcu opasłe i trudne to przebrnięcia tomisko Karen Armstrong... Cóż mogę powiedzieć. Jeszcze nie ochłonęłam. Choć nie była to fikcja literacka, to jednak Armstrong opowiada o najbardziej pasjonującej, moim zdaniem, historii w przestrzeni i czasie - historii o człowieku i o Bogu, o Bogu człowieka, o homo religiosus, i o tym, co zdarzyło się poźniej, gdy na scenę wkroczyła nauka, gdy zmieniały się ludzkie wartości, idee, potrzeby... Pasjonująca lektura, choć podejrzewam, że mogłabym dorzucić tu parę słów krytyki - gdybym tylko była tak wykształcona jak autorka i miała odwagę :)
Należy w każdym razie wziąć pod uwagę, że Armstrong skupia się na Europie i później trochę na Stanach Zjednoczonych, co oznacza że przemiany dotyczące człowieka i religii dotyczą w jej opowieści głównie chrześcijaństwa, trochę judaizmu i trochę islamu. Cóż, w tym się autorka specjalizuje (napisała też inne książki o tych trzech wielkich religiach monoteistycznych), i może to dobrze, że nie próbuje wciskać na siłę więcej informacji.
Być może (podejrzewam), że zwłaszcza w końcowych partiach, gdy mowa jest o czasach współczesnych, Armstrong może być dość wybiórcza w prezentowaniu postaw i koncepcji filozoficzno-teologicznych. Ale, jak wspomniałam, nie mnie oceniać - jeszcze nie teraz :)
Podsumowując, książka mną wstrząsnęła i zauroczyła mnie, wiele jej fragmentów godnych jest zapamiętania i prób przemyśleń. Jeśli religia jest czymś ważnym dla człowieka, powinien dbać o swój rozwój duchowy z pełną świadomością tego, co mówi, co robi, skąd pochodzi i czym jest tradycja, w którą jest zaangażowany. Wiele rzeczy zdobyło dla mnie nowy wymiar i nowe znaczenie, inne, z ulgą, postanowiłam pogrzebać na zawsze. Bycie świadomym homo religiosus to moim zdaniem bycie szczerym ze sobą samym, bo religia to nie wiara w "coś", w doktrynę, w prawdy, to zaangażowanie serca i rozumu, to życie codziennie zanurzone w praktykowaniu tego, co pozwala nam przekraczać nasze własne granice - ku transcendencji, ku nienazwanemu.
Bez szczerości, uczciwości wobec samego siebie i autentyczności uczuć i czynów daleko się na tym wózku nie zajedzie. To zresztą widać, widać wszędzie. Ale to już temat na osobny wpis, a raczej cały esej ;)

Zapachy...

Wczoraj rano gdy wchodziłam do tak zwanej "pracy" (czyli miejsca gdzie zarabiam na życie), dzień powitał mnie rześko porannym zapachem lazurowego morza. Poczułam się jak na wakacjach w Grecji, szczególnie że towarzyszyło mi także ogromnie rozpalone, rozświetlone na niebie słońce. Gdyby każdy poranek mógł być taki...

A dziś, gdy z kolei wracałam do domu i wysiadłam na moim przystanku, resztę mojego dnia (czyli czas wolny!) oznajmił mi mój ulubiony zapach świeżo skoszonej trawy... no, taki wieczór nie może być zły :)