wtorek, 31 stycznia 2012

nowe idzie...

I to parami!

Dziś był mój ostatni dzień na dotychczasowym stanowisku... a do tego całe popołudnie spędziłam na szkoleniu (bardzo zresztą ciekawym, dotyczącym radzenia sobie z konfliktami).
Moja grupa - ba, całe piętro liczące z grubsza około 50 osób, zaskoczyło mnie maksymalnie... O piątej, gdy większość śpieszy się już do wyjścia, otrzymałam od wszystkich kartkę i prezent - fantastyczne czekoladki Montezumy, a do tego jeszcze kupon na upominek z księgarni... Niesamowicie sympatyczna niespodziewajka! Musiałam powiedzieć kilka słów, więc dobrze wykorzystałam tę okazję ;) Ech, będę tęsknić, ale nowe wyzwanie i przygoda na ósmym piętrze już czeka!


A idzie nowe parami, bo od jutra także oficjalnie zaczyna się mój nowy kurs na studiach... No i właśnie próbuję się zabrać za ćwiczenie wprowadzające :) Z opisu wynika, że zajmie mi ono 4 godziny... Hm, to może zaczekać z tym do poniedziałku? ;) Chyba jestem zbyt ciekawska, że by nie spróbować teraz! Zwłaszcza, że wymagane rekwizyty to aparat fotograficzny, stoper i... banan :)

sobota, 21 stycznia 2012

our time is but a breath

Moja modlitwa ostatnio najlepiej wyraża się poprzez duet: C.S. Lewis (słowa) + Brooke Fraser (muzyka i wokal). Piękniej nie potrafię...

C.S. Lewis Song

If I find in myself desires nothing in this world can satisfy
I can only conclude that I, I was not made for here
If the flesh that I fight is at best only light and momentary
Then of course I'll feel nude when to where I'm destined I'm compared

Speak to me in the light of the dawn
Mercy comes with the morning
I will sigh and with all creation groan as I wait for hope to come for me

Am I lost or just less found? On the straight or on the roundabout of the wrong way?
Is this a soul that stirs in me, is it breaking free, wanting to come alive?
'Cause my comfort would prefer for me to be numb
And avoid the impending birth of who I was born to become

Speak to me in the light of the dawn
Mercy comes with the morning
I will sigh and with all creation groan as I wait for hope to come for me

For we, we are not long here
Our time is but a breath, so we better breathe it
And I, I was made to live, I was made to love, I was made to know you
Hope is coming for me
Hope, He's coming

             
       

mieszanka wybuchowa

Co za piątek! Oczekiwanie w napięciu przez cały dzień, a za pięć piąta telefon (właśnie w chwili gdy zrezygnowana zajadałam się ciasteczkiem i miałam wypchaną buzię po brzegi!).

Okazało się, że w kadrach nie wyrobili się na czas i nie poinformują nikogo o wynikach do przyszłego tygodnia... Ale mój nowy szef był taki miły, iż stwierdził że zadzwoni do mnie żeby mi tylko powiedzieć, że jestem - uwaga - "preferowaną kandydatką"!!! I że mam trzymać buzię na kłódkę, bo nikt inny nie wie. No, to ostatnie nie za bardzo się udało, bo chyba wszyscy usłyszeli moją entuzjastyczną reakcję...

Oczywiście po piątej odbyło się NIE-oficjalne świętowanie w gronie kilku osób, które po prostu musiały się dowiedzieć, i obiecały, że będą cicho. A ja chyba nie wejdę na fejsbuka do poniedziałku, bo jeszcze nie wytrzymam ;-)

Tak więc weekend rozpoczął się mieszanką sukcesu, śmiechu, drinków, łez... Pożegnałam R., który dziś wcześnie rano poleciał na Północ. Ale łzy były chyba bardziej dobre niż złe...

A teraz... już ubrana, spakowana, i po pysznym polskim śniadanku, zaraz wyskakuję na moją tygodniową porcję pływania :)

I życzę Wam pięknego, radosnego dnia!!!

środa, 18 stycznia 2012

a na koniec...

Teraz to już będzie króciutko, bo się rozgadałam.
W końcu obejrzałam "Wstyd" ("Shame") Steve'a McQueena. Rewelacyjny. Odważny. Głęboki. Piękny, a nie wulgarny. Polecam bardzo bardzo!

         

...i co jeszcze...

Dzieje się trochę.

Odkrywam nowe... Przeżywam nowe, przeżywam na nowo. Cieszę się uczuciami, które budzą się w sercu. Dzięki kamerze w moim telefonie skradłam dla siebie urywki z dwóch ostatnich nabożeństw, żeby móc się nimi podzielić. Najpierw z najbliższymi, teraz z Wami. Jakość jest jaka jest, obraz i dźwięki nie oddają nawet 10% atmosfery uniesienia, jedności, przyjaźni i wszechogarniającego poczucia bezpieczeństwa i bezgranicznego zaufania. Moje źródełko Nadziei bije teraz tutaj. Nie pozwolę sobie odejść.

      

      

Poza tym staram się wrócić na dobre do:
- czytania normalnych książek hihi
- pływania (poza jogą i fitnesem oczywiście! pierwsza od dawna wizyta na basenie była w ostatnią niedzielę i od razu przepłynęłam 1000 metrów, hurra!)
- dbania o siebie (zaczęłam już podczas przerwy świątecznej, a na wyspę wróciłam z całym workiem wypróbowanych uprzednio maseczek na twarz oraz z pudełkiem maski regenerującej na włosy)

No i... z jednej strony spędzam więcej czasu z przyjaciółmi, ze znajomymi, z ludźmi ;) Z drugiej, próbuję od niedawna zdystansować się emocjonalnie i dawać z siebie tylko tyle, ile dostaję... Wiem, to wbrew mojej wariackiej naturze z sercem na dłoni, ale za miękki mam tyłek, żeby wytrzymywać te wszystkie kopniaki od losu... Czy zacznie powoli być lepiej, czy Ci, których obdarzałam ciepłem zauważą jego brak i zareagują, czy też nie, okaże się za czas jakiś. Póki co, uciekam od dalszego cierpienia na własne życzenie. Choć nie jest łatwo :(

...i po przerwie

Długo, długo nie pisałam... i wiecie co? Im dłużej nie zaglądam i nie dbam o bloga, tym trudniej tu wrócić, bo coraz większe wyrzuty sumienia mnie obciążają... No ale dobra, kończymy z tym, i do roboty! Pora, choć troszeczkę, nadrobić zaległości...

W życiu jak w kalejdoskopie, i to takim szalonym, obracającym się z nieziemską prędkością. Zmiany kolorów, odcieni, kształtów. Jednego dnia wita mnie mróz i bosko zaróżowione niebo (fotka zaraz gdzieś poniżej się pojawi), następnego - mżawka i typowo wyspiarska mgła (której nie uwieczniłam moim telefonem, bo walczyłam z parasolem haha!).

Ten pierwszy miesiąc nowego roku upływa pod znakiem zmienności i zmian. Podejmowania decyzji. Robienia kroków do przodu, i kroków wstecz.

W zeszłym tygodniu złożyłam broń na ołtarzu marzeń. Myśli o doktoracie z religioznawstwa w języku nie-macierzystym szlag trafił mówiąc nieładnie, bo po prostu... nawet z magisterką nie daję rady! Przynajmniej nie w obecnych warunkach, gdy pracuję na pełny etat i na naukę pozostają mi skrawki czasu, a czytania jest całe mnóóóstwo... i nie są to łatwe lektury :(

Można powiedzieć, że się poddałam, ale także można na to spojrzeć z innej strony - lepiej teraz niż gdy będzie za późno... Ocaliłam część zainwestowanych w studia funduszy, tyle że muszę je wykorzystać na... dalszą naukę, więc już w lutym nowy kurs: Design thinking: creativity for the 21st century. Pierwsze zaliczenie to projekt koszulki :)
Cel na horyzoncie to Open Degree, meta za jakieś dwa lata...