sobota, 24 grudnia 2011

Faith without deeds is dead

Brooke Fraser i jej "Albertine"... Chodziła mi po głowie ta piosenka dzisiaj cały dzień - dzień wigilijny... Wiara bez czynów jest martwa. Tak jak wszystko inne w życiu, o czym tak często mówimy, wszystkie idee i wartości, które goszczą na naszych ustach: miłość, przyjaźń, uczciwość, lojalność, nadzieja... Mówimy, deklarujemy, głosimy, wyznajemy, przypominamy. A co potem? Co dalej?

Tak mi się zebrało na takie zamyślenie dzisiaj...
Oczywiście życzę wszystkim spokojnych, radosnych, pięknych Świąt :)

poniedziałek, 19 grudnia 2011

jeszcze kilka dni...

... do Świąt, a ja tu wieki całe nie pisałam!

Grudzień blogowo był leniwy, ale to dlatego że tak poza tym... bardzo pracowity! Dopiero wczoraj uświadomiłam sobie, że właściwie w grudniu nie miałam czasu ani na kino, ani na siłownię (a to częściwo dlatego, że przez dłuższy czas walczyłam z przeziębieniem). Było za to dużo innych spraw - obowiązków, jak i przyjemności :)

Impreza "służbowa" w Hiltonie (łaaaał;)) była bardzo udana, to chyba była pierwsza moja taka zabawa w towarzystwie całej firmy i było naprawdę fajowo. A tydzień później, czyli w miniony weekend, spędziłam wspaniałe piątkowe popołudnie i wieczór na świątecznym obiedzie, zabawie w Familiadę w pubie i wygłupach karaoke (bo czyż można nasze wycie nazwać śpiewaniem?).
Po czym w sobotę jeszcze jedno wyjście - kolacja z najlepszymi przyjaciółmi R. Tego wieczoru zostałam włączona do gangu trzech przesympatycznych Południowoafrykańczyków (oraz żony jednego i dziewczyny drugiego). Czuję się bardzo uprzywilejowana :)

A teraz staram się złapać wszystkie ważne sprawy za rogi i uporać się z nimi przed wylotem, który już tuż-tuż... Dziś zakupy, pranie, sprzątnie, pakowanie prezentów. Jutro odbieram bilety na pociąg i pakuję walizkę. W środę spotkanie z C., przyjaciółką z Meksyku, której nie widziałam od kiedy opuściła Wyspy - jakieś 3,5 roku! A w czwartek praca do południa, pożegnalny lunch z R. i łapię pociąg na lotnisko...

Zanim rozpoczęła się impreza... ;)

Mój Secret Santa, czyli prezent mikołajkowy :)

Wybieramy hiciory na karaoke!

wtorek, 6 grudnia 2011

Mikołajki

Tak, to dzisiaj... a Mikołaj nie przyszedł :( No cóż, może przybędzie z małą obsuwą? Wszak mieszkam na wyspie i niełatwo tu dotrzeć.

Kalendarza adwentowego z czekoladkami też nie udało mi się na czas upolować, bo przed samiutkim początkiem grudnia złapało mnie przeziębienie... i w dodatku nadal trzyma!
Tak więc urodziny J. przegapiłam (czy raczej przeleżałam w łóżku). Jednak na najbliższy piątek (i wielką imprezę) muszę, ale to muszę się wykurować, w końcu nowa kiecka i buty czekają...
Więc chociaż chodzę do pracy podciągając nosem, szpikuję się intensywnie witaminkami, dzielnie piję gorące mleko z miodem i ogrzewami stopy jak tylko się da. Jak będzie - zobaczymy.