czwartek, 27 października 2011

niespodzianki

Uff, w końcu wzięłam głębszy oddech po powrocie na wyspę... A powrót był całkiem przyjemny i obfitujący w niespodzianki, które zaczęły się pojawiać już w poniedziałek wieczorem i przewijały się przez cały wtorek. W dużym skrócie:
- ktoś na mnie czekał na dworcu, a było już ciemno, zimno i lało jak z cebra...
- ktoś na mnie czekał w domu, choć było bardzo późno, i nawet zrobił kubek herbaty przed północą
- następnego dnia rano, gdy siedziałam już za biurkiem w pracy i powoli się budziłam, ktoś przyniósł mi ogromny bukiet kwiatów (i przez cały tydzień słyszę pytanie z różnych stron czy to moje urodziny haha)

- ponieważ był to dzień urodzin naszej Australijki K., J. zrobiła piękny tort, zapaliliśmy świeczki w kuchni i z zaskoczenia odśpiewaliśmy "Sto lat" (czy raczej "Happy birthday") naszej solenizantce


- tego samego dnia podczas lunchu dostałam jeszcze dwa prezenty (i w tym momencie koleżanki stwierdziły kategorycznie, że jestem rozpuszczona)
- późnym popołudniem, gdy dzień w pracy miał się ku końcowi, zadzwoniłam do klienta i dokonałam rzeczy jak na moje standardy niebywałej - ogólnie rzecz ujmując przeszłam sama siebie, za co otrzymałam następnego dnia rano oklaski od całego zespołu
- tegoż samego późnego popołudnia J. dowiedziała się, że dostała wymarzoną pracę i zaczyna od poniedziałku - przenosi się tylko na inne piętro, ale i tak będziemy tęsknić... ale oczywiście cieszę się ogromnie z jej sukcesu!

A po wtorku szybko przyszła środa, a dziś już czwartek, a jutro już weekend i masa planów... Tylko kiedy mam znaleźć na to wszystko czas??? Chyba przestanę spać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz