sobota, 18 lutego 2012

babskie

Minęło zaledwie półtora tygodnia od ostatniego wpisu, a mój świat zmienił się... no dobra, może nie totalnie, ale znacznie. Bardzo, bardzo bolało. I nadal boli. Trzy dni płaczu - to przeszło moje najśmielsze oczekiwania jeśli chodzi o możliwości mojego organizmu. Tymi łzami można by umyć ciężarówkę!

Teraz jest spokojniej, co nie znaczy że lepiej. Próbuję zajmować umysł czym się da, a przy okazji miło spędzać czas w towarzystwie osób, lub choćby rozmawiając z osobami, którym na mnie w jakiś sposób zależy - i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że jest ich całkiem sporo. Czy takie odkrycie można nazwać szczęściem w nieszczęściu?

No więc w czwartek byłam na mojej pierwszej (z wielu, jak sądzę!) godzinie Zumby, i teraz już wiem, dlaczego wszyscy tak się zachwycają. Było bosko - 100% zabawy, radości, kobiecości, 0% zmęczenia i frustracji, że "te ruchy mi nie wychodzą". Wpisuję na stałe to mojego grafiku :)

Wczoraj zaś - babskie, czyli wieczór i noc gotowania, oglądania filmów, malowania paznkoci i aplikowania na buzie maseczek błotnych. Wszystko to z dodatkiem wina, słodkości, babskiego gadania i pocieszania... Dziś, na deser, miał być wypad do kina na pierwszą część "Gwiezdnych Wojen", ale bilety wykupiono...

No więc koniec końców siedzę teraz przed laptopem, za oknem ulewa, na oknie świeczki waniliowe, przede mną perspektywa porcji nauki online i zaliczenie numer 1 z mojego kursu o projektowaniu... W ciszy żal i smutek wkradają się bokiem i trudno się ich pozbyć :(

Najtrudniejsze do przełknięcia i pozostawienia za sobą są te marzenia, o których wiemy, że nigdy, w świecie rzeczywistym, nie będą w stanie się spełnić. Te niemożliwe. Bo pewnych części nas samych, naszych osobowości i naszych pragnień nie możemy zmienić, tak samo jak nie możemy zmienić pragnień i dążeń (albo ich braku) u innych osób...

Miejmy nadzieję, że jutro wyjdzie słońce!

Wiem, że zazwyczaj na tym blogu buziaki się nie pojawiają, ale w takim kamuflażu chyba nie można nas rozpoznać hehe ;)

2 komentarze: