poniedziałek, 14 listopada 2011

dedlajny...

Czyli terminy!
Zielona herbatka (już któraś z rzędu) stoi przy łóżku, pół paczki orzechów wciągniętych bez opamiętania... No, trzeba wziąć się w garść i w końcu przysiąść do eseju. Paraliżuje mnie to zadanie, poprzeczka wydaje się być postawiona o wiele wyżej niż ostatnio, a ja wydaję się sobie takia głupiutka i niewyedukowana... A przecież jestem dopiero w procesie, w ciągu mojej edukacji!

Pozostaje mi modlić się o wyrozumiałość pasa psora, który już niedługo będzie czytał moje wypociny. No i oczywiście, zrobić wszystko co w mojej mocy, żeby się za te wypociny za bardzo nie wstydzić.

Poza tym jednym stresem szara jesienna rzeczywistość nie jest taka zła. Nawet poniedziałkowy poranek w autobusie może być całkiem znośny, gdy niesie się w sobie wspomnienie minionego weekendu :)

2 komentarze:

  1. Dokładnie :)
    A ta Aga na parze super okrąglutka ;)

    Powodzenia z esejem...zacznij a na pewno ruszysz z kopyta i już pogalopujesz. Po cichu czekam na wrażenia z książki "Jeden dzień".

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki :) Z "Jednym dniem" póki co utknęłam w miejscu, wszystko przez powyżej opisany esej :( Ale mam nadzieję, że wkrótce zrobię sobie przerwę na dokończenie tej "normalnej" książki ;)

    Hehe, a ten ludzik na parze to nie ja akurat, ja jestem tylko tam w środeczku ;)

    OdpowiedzUsuń