środa, 24 sierpnia 2011

happy packing

Dzisiaj niebo było tak szare, że zlało się na horyzoncie z szarym morzem. Pod wieczór szare chmury pociemniały, nadal tworząc jedną całość z, posiniałym o tej porze, morzem, i zamazując skutecznie linię horyzontu. W dodatku wszystko wokół otoczyła delikatna mgła. Poczułam się jakby była późna jesień, albo i nawet cieplejszy zimowy dzień. Ot, właśnie jesień przyszła sobie, i to w klasycznym wyspiarskim wydaniu.

Lubię światło lamp w takie szare dni, gdy jeszcze nie jest na tyle ciemno, by żarówki rozbijały miejski mrok, ale jest już zbyt szarawo, by się bez tych światełek można było obyć.
Poprawił mi dziś humor ten widok, choć nastrój wzbudza raczej melancholijny. I trochę nostalgiczny, bo przypomniałam sobie moją pierwszą jesień na tym wybrzeżu parę lat temu.
Człowiek nauczył się przez ten czas kawał różnych rzeczy o życiu. O świecie, o sobie, o naturze ludzkiej. I tak jak nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki, tak z każdym przypływem człowiek zmienia się po troszeczku, nigdy nie zostając na dłużej zupełnie taki sam.
Mam nadzieję, że czas i doświadczenia nie zabrały mi tego, czego nie chciałabym w sobie zmienić, co wolałabym uchronić i pozostawić takim, jakie jest. Będę o to walczyć, tym bardziej świadomie, iż przez ostatnie miesiące (wiele miesięcy) byłam świadkiem tego, jak można to, co najważniejsze i najpiękniejsze w sobie bezpowrotnie utracić, porzucić, zapomnieć.

Dzisiaj rozmawiałam przez telefon z panem, którego wynajęłam wraz z ciężarówką do pomocy w przerowadzce. "Happy... packing" powiedział na koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz