niedziela, 27 marca 2011

wiosna, a co!

Minął prawie tydzień, a ja tu milczę.
A dużo się działo - na różnych poziomach, w różnych sferach życia. Chyba jednak jeszcze nie do końca przełamałam się, aby pisać dosłownie o wszystkim, są sprawy, które wolę zatrzymać dla siebie. Chociaż, oj tak, o wiele lżej byłoby na duchu, gdyby się tutaj to i owo napisało, wypisało z duszy co w niej siedzi.

Wiosna przyszła na dobre, przesunęłam zegarek i zrobiło się nie tylko cieplej, ale i jaśniej :)
Weekend uznaję za bardzo udany, zaliczyłam tygodniowe porządki, pranie, zakupy, a do tego pobiegałam i pomachałam hantlami na siłowni, poopalałam się w parku nad morzem (tylko trochę i bez wielkich rezultatów, eh), a wczoraj po południu wyskoczyliśmy do kina na podwójny seans. Obejrzeliśmy "Limitless" ("Jestem Bogiem") i "The Eagle" ("Dziewiąty Legion"), oba ciekawe i oba z całkiem innych półek, więc było interesująco (a polskie tytuły do bani, mam nadzieję, że reszta tłumaczenia będzie lepsza):





Tak mi się na koniec przypomniało - gdy wracałam do domu znad morza, spotkałam dziewczynkę na wrotkach, która spytała mnie, po angielsku oczywiście, czy umiem "cośtam" (i tu padło słowo, którego z życiu nie słyszałam, a teraz to nawet nie pamiętam) robić? Zdębiałam, no i cóż, szczerze wyznałam, że nie rozumiem, o co jej chodzi. Wtedy ona spojrzała na swoje wrotki i na rozwiązany trampek. Ha! Czy ja umiem zawiązać buty? Czy umiem robić "laleczki" ze sznurówek? Też pytanie! Z radością jej pomogłam. Gdy byłam w jej wieku też miałam takie wrotki. A zawiązać buty, gdy się stoi na ośmiu kółeczkach, wcale nie jest łatwo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz