niedziela, 20 marca 2011

książki, czekolada i pełnia księżyca

Właśnie skończyłam czytać "Złodziejkę książek". Teraz będzie pora aby powrócić do drugiej części książki Karen Armstrong, która prosta i szybka w lekturze nie jest, toteż po półmetku zrobiłam sobie przerwę na wyżej wspomnianą opowieść.
Skończyłam ją i smutno mi bardzo. Ciężko teraz, tak na świeżo, ująć zgrabnie w słowa coś, co uszło by za recenzję, opinię. Jestem pod wrażeniem, nie tylko ogólnego zamysłu narratorskiego i kompozycyjnego, ale chyba przede wszystkim - opowiedzianej historii. 500 stron o dojrzewającej dziewczynce, o przyjaźni, niespełnionej miłości, dobroci, odwadze, okrucieństwie, słowach.
Dawno mi się to nie zdarzyło, bym musiała topić żal w czekoladzie. "Złodziejka książek" na długo zostanie w pamięci.

No tak. I piękny księżyc jest dzisiaj. Ogromny. Aż morze odpłynęło od brzegu, obnażając kilka metrów mokrych kamyków. (a właśnie - zastanawialiśmy się dzisiaj, gdzie odpływa morze podczas odpływu?)
Nastrój melancholii. Tęsknoty za zrozumieniem istoty człowieka. Nieogarnione stworzenie, piękne i obrzydliwe, zachwycające i przerażające. Nosi w sobie ślad zwierzęcia i znamię anioła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz