Nawet jeśli śpiewanie wychodzi nam tak sobie... Bo po prostu czasami trzeba, jak to mówią na tutejszej ziemi (i jak zachęcały moje kumpele wczoraj wieczorem) - let it all out...
Bo, jak się okazuje, nawet jeśli na pozór nasza codzienność to zero kłopotów, porażek i smutków, i mniej lub bardziej, ale raczej zadowolone jesteśmy z każdej sfery naszego życia, to gdzieś tam głębiej, pod powierzchnią, kryje się coś, co czasem trzeba z siebie wykrzyczeć, wyśpiewać, wynucić, wyrzucić...
Dlatego też w sumie nie zdziwiłam się, gdy zgodnym chórem wszystkie sześć wyłyśmy "I will always love you" Whitney Houston, "Unbreak my heart" Toni Brazton i "Someone like you" Adele... a wcześniej to tak trochę sobie myślałam, że to tylko ja tak mam :)
Tak więc w skrócie: wczorajszy wieczór = 3 bite godziny śpiewania, tanecznych podrygów i kolorowych drinków ;) a wszystko w towarzystwie wspaniałych kobietek :)
Nasz song-lista była dłuuuga, pieczołowicie przygotowywana przez kilka dni :) I do tego dałyśmy radę bez utraty głosu. Jestem z nas dumna!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz