Czasami odczuwam tak ogromną wdzięczność, że zwyczajnie (albo i nie) płakać mi się chce ze szczęścia. I tak jest na przykład dziś... Chociaż mogłoby się wydawać, że akurat teraz do szczęścia jeszcze trochę (takie duże trochę) to by mi brakowało... A jednak, wzbiera we mnie radość i niewysłowione uczucie wdzięczności za łaskę. Za każdy dzień, każde spotkanie, każdą niecodzienną okoliczność i mnogie ich zbiegi w czasie i przestrzeni.
Za ludzi, za słowa, za pomysły. Za wiarę, za otuchę i pocieszenie otrzymywane w bolesnych momentach. Za długie drogi samotności, za trudne próby zrozumienia siebie i drugiego człowieka. Za możliwość próbowania jeszcze raz, od nowa. Za poczucie bezpieczeństwa, które uczyniło mnie silną. Za możliwość wyboru. Za miłość, czułość i akceptację.
Za każdą noc z płaczem w poduszce, która uczyła mnie siebie.
O czym będzie dzisiejsza lekcja?
Ostatnio coraz częściej dopadają mnie podobne stany. Entuzjazm na całego! Ale co... jest za co dziękować, to czemu tego nie robić! Jesteśmy szczęściarami do potęgi! Pozdrawiam serdecznie, słonecznie :)
OdpowiedzUsuń