...powiedział C., nasz przyjaciel z Irlandii o specyficznym poczuciu humoru. No i trudno się z nim nie zgodzić. Nasz czerwcowy kemping do gorących nie należał - delikatnie mówiąc! Do tego przydarzyło się nam oberwanie chmury podczas wieczornej przechadzki, a noc z niedzieli na poniedziałek była chyba najzimniejszą jaką spędziłam pod namiotem (a spędziłam ich wiele!).
No ale nie znaczy to wcale, że było źle... Było fantastycznie, wesoło i relaksująco! Podczas sobotniej uczty jubileuszowej (60 lat królowej!) była tarta owocowa (która pierwotnie wyglądała jak brytyjska flaga, ale trochę się potem rozjechała) i całe mnóstwo innych smakołyków i napojów, a potem były wędrówki po okolicy, wizyty w miasteczkach, muzeach, galeriach i pubach, grill w ogrodzie u rodziców M., granie w boogle, rummikuba, karty i pogaduchy do północy - w osiem osób w jednym przedsionku namiotowym! Była też moja pierwsza prawdziwa cream tea...
No i cudowne podróżowanie na zachód, a potem z powrotem na wschód kraju, i niekończące się rozmowy z S.
W drodze powrotnej minęłyśmy Stonehenge.
A J. i N. wręczyli wszystkim (mnie też!) zaproszenia... tak więc we wrześniu idę na ślub - pierwszy raz w życiu! :) I już wiem, że będzie piękny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz